Siberian Love (FCI)
- beti
- BIS Puppy
- Posty: 110
- Dołączył(a): 9 maja 2013, o 00:01
- Lokalizacja: Solec-Kujawski
Re: Siberian Love (FCI)
Biegaj Evi za TM - spokojna , radosna i szczęśliwa
- Anonymous2
- Pośredni
- Posty: 915
- Dołączył(a): 2 sty 2013, o 10:24
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Siberian Love (FCI)
Brakuje słów, żeby powiedzieć jak bardzo jest mi przykro z powodu tego co spotkało Evi i z powodu Twojej straty.
- Royal Winter Marta
- Grand Champion
- Posty: 3446
- Dołączył(a): 29 lis 2012, o 16:56
- Lokalizacja: Grodzisk Mazowiecki
Re: Siberian Love (FCI)
Dla nas jest to luka nie do zastąpienia... Nie znam drugiego takiego psa jak ona... Była wyjątkowa... Zawsze ze mną i za mną... Kiedy byłam w szpitalu, wyła mężowi koło łóżka... Kiedy wyjeżdżaliśmy an wystawę bez niej, siedziała wytrwale pod furtką i wyczekiwała kiedy wrócimy.... Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że drugiego takiego przyjaciela nigdy nie spotkam.
W domu pustka i cisza... Olivka po cichutku skamlała całą noc... Sasha nie chce jeść... Pola nie biega z piłką po podwórku...... Naprawdę nikomu nie życzę tego co teraz przeżywamy i co przeżywa reszta futerek...
W domu pustka i cisza... Olivka po cichutku skamlała całą noc... Sasha nie chce jeść... Pola nie biega z piłką po podwórku...... Naprawdę nikomu nie życzę tego co teraz przeżywamy i co przeżywa reszta futerek...
Hodowla samoyedów Royal Winter FCI
www.royalwinter.pl
www.royalwinter.pl
- Zoja
- Administrator ds. Sporów
- Posty: 2174
- Dołączył(a): 22 paź 2013, o 13:15
- Lokalizacja: Polska
Re: Siberian Love (FCI)
Boże jedyny, naprawdę bardzo Wam współczuję a czy można wiedzieć jak to się stało? Jak długo chorowała?
- iwa
- Champion
- Posty: 2329
- Dołączył(a): 14 paź 2013, o 23:41
- Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle
Re: Siberian Love (FCI)
Bardzo Ci współczuję
- goloszka
- BIS Junior
- Posty: 695
- Dołączył(a): 9 cze 2014, o 00:46
- Lokalizacja: Nowa Ruda
Re: Siberian Love (FCI)
Wiem co czujesz, bo ja juz 4 lata oplakuje swojego bokserka,ktory byl dla mnie wyjatkowy,minelo tyle czasu, a ja dalej tesknie,trzymaj sie
- Zoja
- Administrator ds. Sporów
- Posty: 2174
- Dołączył(a): 22 paź 2013, o 13:15
- Lokalizacja: Polska
Re: Siberian Love (FCI)
Ja rowniez pochowalam mojego 8letniego sznaucera ktory zmarl mi na rekach…minelo juz ponad 11 lat a mi sie dalej lezka w oku kreci….i zachowana jego obroza…nie potrafie o tym myslec bez wzruszenia…eh…Trzymaj sie Marta. W takich sytuacjach wszystkie niesnaski odchodza na bok, jednoczymy sie z Wami w bolu
- Fredzia
- BIS Junior
- Posty: 593
- Dołączył(a): 11 gru 2012, o 19:05
- Lokalizacja: Poznań
Re: Siberian Love (FCI)
Marta pisałam już na facebooku, ale naprawdę bardzo, bardzo współczuję i wiem jak to boli. Od śmierci Franka minęło dopiero 49 dni i dalej jak o nim pomyślę to łzy się zbierają. Żaden pies nie jest w stanie zastąpić tego który odszedł, ale dobrze że w domu macie jeszcze inne futra, które spełniają teraz funkcję "pocieszycieli".
http://anteris.cba.pl
- Royal Winter Marta
- Grand Champion
- Posty: 3446
- Dołączył(a): 29 lis 2012, o 16:56
- Lokalizacja: Grodzisk Mazowiecki
Re: Siberian Love (FCI)
Evita 2 tygodnie temu zaczęła wymiotować, ale tylko nad ranem... Po trzech dniach "niestrawności" pojechaliśmy do kliniki. Nie miała innych objawów: Jadła, bawiła się, biegała...
Dostała leki przeciw wymiotom, pobraliśmy krew-wyniki miały być wieczorem. Po lekarz wymioty ustały, otrzymała także kroplówki... Wieczorem zadzwoniła Ania, że następnego dnia trzeba koniecznie zrobić USG jamy brzusznej, bo AP ma bardzo wysokie (norma to 150, Evi miała ponad 1500). Wskazywało na nowotwór, więc noc z czwartku na piątek już była dla mnie koszmarem. Jechałyśmy jak po wyrok... Ku naszemu zdziwieniu USG nie wykazało zmian nowotworowych- wszystko wskazywało na to, że to silne zapalenie trzustki, wątroby i otrzwnej... Dla nas to było TYLKO to, bo byliśmy przygotowani na coś gorszego. Evi dostała płyny, leki, antybiotyki, karme weterynaryjną w puszkach, niskotłuszczową... Wymioty ustały i była "normalnym" psem. Ganiała Pole za piłką, darła się jak coś jej się nie podobało...
Po 8 dniach leków z soboty na niedziele w nocy znowu się pogorszyło. Evita nie chciała jeść, w zamian za to strasznie dużo piła: piła i wymiotowała wodą. Postanowiłam rano w niedziele jechać z nią weta (byłyśmy umówione na poniedziałek). Jednak po nocy czuła się normalnie-zjadła, biegała, była szcześliwa.
Wedle ustaleń w poniedziałek mieliśmy umówione USG. Okazało się, że obraz USG nic się nie poprawił, a wręcz przeciwnie- pogorszył i pojawiło się coś dziwnego w dwunastnicy... Podjeliśmy decyzję o otworzeniu Evity i pobraniu wycinków do biopsji. Poza tym pod palcami było czuć guzek, którego obraz USG nie pokazywał...
We wtorek (wczoraj) na 14.00 byliśmy umówieniu na zabieg... Evi czuła się dobrze. Była szczęśliwa... zawiozłam ją do Ani Jaśkiewicz i umówiłam się, że jak będzie po wszystkim to przyjadę po nią zanim się wybudzi, żeby się nie stresowała, że mnie nie ma...
o 16.00 zadzwoniła Ania....... I to był najgorszy moment w moim życiu... Okazało się, że Evi a wszystko zaatakowane przez nowotwór... Nie było szans, aby Evi po wybudzeniu przeżyła do dnia zdjęcia szwów... Podjęliśmy decyzję by jej ie wybudzać. Nigdy nie sądziłam, że ta decyzja przyjdzie mi tak łatwo, jednak w świetle tego jak męczyłaby się przez kilka dni nie było innego wyjścia... Nie potrafiłam męczyć jej tylko po to by ulżyć sobie i móc zobaczyć jej uśmiechnięte oczka... Jeszcze zanim zabieg został przeprowadzony, pożegnałam się z nią i powiedziałam " Tylko Grubciu (tak mówiliśmy do niej) nie odwal żadnego numeru, bo chcę Cię odebrać żywą" ........
Oddaliśmy wycinki tkanek do biopsji. Chcemy wiedzieć co za szajs zabrał nam całe szczęście... Tego nie da sie opisać...
Kochani, ku przestrodze... Warto robić co najmniej co 6 msc badanie krwi, sam wskaźnik AP mówi nam wiele, nie kosztuję dużo, a może zaoszczędzić cierpienia sobie, a przede wszystkim swoim futrzatym przyjaciołom.
Ja czegoś takiego nie życzę nikomu...naprawdę nikomu...
Dostała leki przeciw wymiotom, pobraliśmy krew-wyniki miały być wieczorem. Po lekarz wymioty ustały, otrzymała także kroplówki... Wieczorem zadzwoniła Ania, że następnego dnia trzeba koniecznie zrobić USG jamy brzusznej, bo AP ma bardzo wysokie (norma to 150, Evi miała ponad 1500). Wskazywało na nowotwór, więc noc z czwartku na piątek już była dla mnie koszmarem. Jechałyśmy jak po wyrok... Ku naszemu zdziwieniu USG nie wykazało zmian nowotworowych- wszystko wskazywało na to, że to silne zapalenie trzustki, wątroby i otrzwnej... Dla nas to było TYLKO to, bo byliśmy przygotowani na coś gorszego. Evi dostała płyny, leki, antybiotyki, karme weterynaryjną w puszkach, niskotłuszczową... Wymioty ustały i była "normalnym" psem. Ganiała Pole za piłką, darła się jak coś jej się nie podobało...
Po 8 dniach leków z soboty na niedziele w nocy znowu się pogorszyło. Evita nie chciała jeść, w zamian za to strasznie dużo piła: piła i wymiotowała wodą. Postanowiłam rano w niedziele jechać z nią weta (byłyśmy umówione na poniedziałek). Jednak po nocy czuła się normalnie-zjadła, biegała, była szcześliwa.
Wedle ustaleń w poniedziałek mieliśmy umówione USG. Okazało się, że obraz USG nic się nie poprawił, a wręcz przeciwnie- pogorszył i pojawiło się coś dziwnego w dwunastnicy... Podjeliśmy decyzję o otworzeniu Evity i pobraniu wycinków do biopsji. Poza tym pod palcami było czuć guzek, którego obraz USG nie pokazywał...
We wtorek (wczoraj) na 14.00 byliśmy umówieniu na zabieg... Evi czuła się dobrze. Była szczęśliwa... zawiozłam ją do Ani Jaśkiewicz i umówiłam się, że jak będzie po wszystkim to przyjadę po nią zanim się wybudzi, żeby się nie stresowała, że mnie nie ma...
o 16.00 zadzwoniła Ania....... I to był najgorszy moment w moim życiu... Okazało się, że Evi a wszystko zaatakowane przez nowotwór... Nie było szans, aby Evi po wybudzeniu przeżyła do dnia zdjęcia szwów... Podjęliśmy decyzję by jej ie wybudzać. Nigdy nie sądziłam, że ta decyzja przyjdzie mi tak łatwo, jednak w świetle tego jak męczyłaby się przez kilka dni nie było innego wyjścia... Nie potrafiłam męczyć jej tylko po to by ulżyć sobie i móc zobaczyć jej uśmiechnięte oczka... Jeszcze zanim zabieg został przeprowadzony, pożegnałam się z nią i powiedziałam " Tylko Grubciu (tak mówiliśmy do niej) nie odwal żadnego numeru, bo chcę Cię odebrać żywą" ........
Oddaliśmy wycinki tkanek do biopsji. Chcemy wiedzieć co za szajs zabrał nam całe szczęście... Tego nie da sie opisać...
Kochani, ku przestrodze... Warto robić co najmniej co 6 msc badanie krwi, sam wskaźnik AP mówi nam wiele, nie kosztuję dużo, a może zaoszczędzić cierpienia sobie, a przede wszystkim swoim futrzatym przyjaciołom.
Ja czegoś takiego nie życzę nikomu...naprawdę nikomu...
Hodowla samoyedów Royal Winter FCI
www.royalwinter.pl
www.royalwinter.pl
Powrót do Nasze Hodowle (ZKwP) / Our Kennels
Kto przegląda forum
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość